Ten rok jest rokiem Wandy Rutkiewicz – naszej polskiej alpinistki! Obecnie w Muzeum Śląskim w Katowicach trwa wystawa “Spojrzenie z Góry” Wandy Rutkiewicz, która została otwarta w połowie listopada 2023 r. Jest to pierwsza taka okazja po 30 latach od zaginięcia Wandy do zobaczenia zdjęć z prywatnego archiwum z wypraw. Ekspozycja cieszy się ogromnym zainteresowaniem, miała potrwać do marca 2024 roku, ale mam dobrą wiadomość – została przedłużona do 23 czerwca 2024 roku. Przyznam się, że nie jestem specjalistą “od gór”, bardziej w ostatnich miesiącach zdarzyło mi się być w nich sporadycznie w towarzystwie osób bardziej doświadczonych ode mnie. Może dlatego, będę bardziej frywolna jako recenzentka, bo podeszłam do wystawy od innej strony – chciałam poznać fascynującą kobietę – wielbicielkę gór i fotografkę, a nie jedynie sportsmenkę. Zaczęłam od przeczytania jej biografii napisanej przez Annę Kamieńską (tę samą autorkę, która napisała biografię Simony Kossak) przed obejrzeniem wystawy, aby poznać jej historię “w tle”. Co stoi za siłą tej kobiety, determinacją i konsekwencją w działaniu? W toku poszukiwań jako pierwszy obejrzałam film “Temperatura Wrzenia” z 1976 roku zrealizowany przez Andrzeja Zajączkowskiego. To historia jednej z wypraw górskich, w czasie której Wanda pełniłą rolę liderki nie pokazuje jej z dobrej strony, wręcz przeciwnie, został tak zmontowany, że Wanda wypada w nim na bardzo despotyczną osobę, która bezwzględnie realizuje swoje cele kosztem pozostałych uczestników. Mimo mieszanych uczuć, wsiadłam do pociągu z przyjaciółką i pojechałyśmy do Katowic.
Na wystawę byłam z przyjaciółmi – kolegą specjalistą od wędrówek górskich i koleżanką ciekawą tej wystawy, ale nie znającą postaci Wandy. Chciałam zobaczyć ich wrażenia. Ja osobiście byłam w ¼ książki o Wandzie – w okresie jej dzieciństwa i wiedziałam że było niełatwe – urodziła się na Litwie, jako mała dziewczynka uciekła do Polski z rodziną, gdzie nie wiedziała co ich czeka. Jej ojciec był bardzo zdolnym inżynierem i konstruktorem, mama
Maria Błaszkiewicz – romantyczką, która nie odnajdywała się w codziennych obowiązkach w domu i w opiece nad dziećmi. Ojciec zamykał się w pracowni i realizował swoje cele i pomysły tym samym odcinając się od rodziny. Obowiązki spadły na małą Wandę. Była bardzo inteligentnym i zdolnym dzieckiem, zdała wcześniej egzaminy w wieku 6 lat i poszła do szkoły. Edukację zaczęła już od II klasy szkoły podstawowej. Często spóźniała się do szkoły, bo w drodze do szkoły wspinała się na pobliskie latarnie – może to były początki fascynacji wysokością? Niestety jej dzieciństwo zmieniło się diametralnie, gdy straciła starszego brata Jureczka, który bawiąc się z kolegami nadepnął na minę. Trzej chłopcy zginęli, druzgocące i przerażające było to , że rodzice szukali szczątek ciał swoich dzieci. Myślę, że to był przełom w życiu małej Wandy, rodzina już nie była taka sama, pomimo, że po tej tragedii rodzice próbowali odbudować relacje,w rodzinie pojawił się najmłodszy brat Wandzi – Michał Błaszkiewicz.
Mimo to, ojciec odwrócił się od rodziny, a mama pogrążyła się w swoim świecie. Była zafascynowana kosmosem i astrologią. To wydarzenie był to ogromny cios dla Wandy, która wielbiła ojca i była w niego wpatrzona. Jako jedyna się z nim nie pożegnała, gdy ostatecznie wyprowadził się z domu do “nowej rodziny”. Przez jakiś czas mieszkał z nimi w domu w pokoju zamykanym na klucz. Był, ale jakby go nie było – pogrążony w projektach realizował się zawodowo zarabiał dobre pieniądze jak na tamte czasy. Niestety nie wspierał rodziny finansowo w pełni, jedynie wypłacał alimenty na dzieci, którymi mama Wandy miała rozdysponować. Maria Błaszkiewicz – mama Wandy – dorabiała pisaniem lub cerowaniem pończoch, ale nie były to pieniądze wystarczające na utrzymanie trójki dzieci. Przykro pisać, ale Wanda często chodziła głodna i bardzo skromnie ubrania. Dom był czysty, ona zawsze w czystych ubraniach, ale nie miała ich za wiele. Dlaczego o tym piszę, bo w książce osoby pamiętające te czasy podkreślały to, że ona nigdy się nie skarżyła. Była bardzo skryta, rzadko zaprasza do siebie do domu, nie miała za wiele przyjaciół – bo trzymała dystans. Możliwe, że nie miała też czasu na znajomości towarzyskie, bo zajmowała się pozostałym rodzeństwem – Janiną i Michałem. Pomimo trudnej sytuacji materialnej, w szkole była bardzo dobrą uczennicą i sportową mistrzynią w wielu dyscyplinach. Miała bardzo fajnych rówieśników w klasie, którzy jej nie zazdrościli osiągnięć, ale wspierali i rozumieli ile wysiłku w to wkłada. Codziennie trenowała, biegała na długie dystanse i ćwiczyła. Była bardzo szybka i silna w wielu dyscyplinach, dlatego też wielu nauczycieli chciało, aby jeździła na ich zawody. Ważną i istotną osobą w jej życiu, która zaszczepiła w niej miłość do sportu – był Ojciec. Wanda kochała rywalizację, choć bliżsi jej znajomi mówili, że było to uzasadnione opuszczeniem przez tatę, któremu w ten sposób starała się udowodnić porażkę, że ją opuścił.
Zanim pojawiły się góry w jej życiu, ze wszystkich sportów wybrała siatkówkę, która wtedy była bardzo popularna. Nie była wysoka jak na siatkarkę, ale była niezastąpioną rozgrywającą. Trener często powtarzał na treningach, dziewczyny grajcie “na Wandę!” – chodziło oczywioście o styl z jakim grałą Wanda – szybko, konkretnie i agresywnie rozgrywała piłkę. Z biegiem czasu wiedziała, że nie osiągnie sukcesów w tej dyscyplinie sportu ze względu na swój wzrost. Wtedy poznała towarzystwo, które w rewanżu za notatki z wykładów zaprosili ją na wspólne wspinanie się w skałki do jury krakowsko-częstochowskiej. Zafascynowała się tym i zaczęła poznawać środowisko wspinaczy a później podróżnicze. Od tego momentu zakochała się w górach…
W tym krótkim skrócie chciałam przybliżyć historię rodzinną i podłoże szkolne życia małej Wandy, które myślę wpłynęło na jej charakter i postawę do znajomych i otoczenia. Zapoczątkowało w niej decyzyjność, odwagę, determinację, czasem bezkompromisowość w dążeniu do celu, ale też wrażliwość, którą skrywała. A wypływała z niej w sposobie poruszania się, miłości do mody oraz zdjęciach.
Dzięki wystawie odwiedzamy jej archiwum, otwieramy od lat skrywaną szufladę pełną klisz i zdjęć w jej mieszkaniu na Mokotowie w Warszawie. Zakątku skrywanych pamiątek z wypraw, z których kiedyś podróżnicy bardziej zapamiętywali widoki dla siebie. Nie każdy decydował się na branie ze sobą sprzętu fotograficznego lub wideo do rejestracji podróży. Wanda wzorowała się na zagranicznych podróżnikach, którzy później z dokumentacji swoich wypraw mogli robić odpłatne prezentacje i pokazy. Co pozwalało jej się też częściowo utrzymać.
Pomimo mieszkania w Warszawie, jej życie było w mieście i wysoko w górach w swoim namiocie. Miała tam swoje drugie życie, będąc w górach tęskniła do przyjaciół i swoich psów. Jej mieszkanie było miejscem spotkań wielu ciekawych osób kochających góry tak jak ona. Mimo to, w górach w namiocie czuła się najlepiej i to był jej dom, po “zejściu” zawsze “tęskniła” za posiadaniem tradycyjnego domu i życia. Wypytywała o to swoje przyjaciółki jak wygląda ich życie rodzinne i obowiązki w domu. Nie miała wielu bliskich znajomych, ale zawsze były to bardzo zaufane osoby. Przywoziła im piękne prezenty z wypraw od ubrań po środki potrzebne do wychowania dziecka, a niedostępne wtedy w Polsce.
W relacjach z mężczyznami była nieśmiała, ale cieszyła się ogromnym zainteresowaniem płci przeciwnej. Miała świetną figurę i nogi. Pomimo wspinaczki i siatkówki – miała rozbudowane plecy i “dłonie murarza”, ale poruszała się z gracją, znała wiele języków i była bardzo wdzięczna w rozmowie z drugim człowiekiem. Jedyne czego nie potrafiła to tańczyć. Zawsze była pięknie ubrana,przywoziła jedwabne bluzki i sukienki, i dbała o stroje niezależnie od stanu portfela. Koleżanki na wyprawach żartowały, że na sznurze do prania zawsze suszyła się koronkowa bielizna Wandy! Nawet w górach dbała o styl – “jak ginąć to elegancko” – żartowała.
Na wystawie na wejściu w oczy rzuca się jej żółty kombinezon, który był wyjątkowy i jaskrawy, a jednocześnie stylowy. Starała się dorównywać ubraniami i sprzętem zachodnim wspinaczom. Na wystawie jest też zaprezentowany sprzęt Wandy namiot, koszulki, liny i sprzęt wspinaczkowy. I tu krążąc wokół tego zapytałam kolegę co o tym myśli, a on “ (…) ja bym się z tym nie wspinał” to i tu się zgodzę na tamte czasy rzeczy pewnie były świetne, ale w porównaniu z obecnymi, budziły moje wątpliwości.
W książce wyczytałam, że Wanda miała niesamowite umiejętności i dryg w pozyskiwaniu sponsorów. Często jej wkładem w wyprawy było pozyskiwanie puchu do odzieży i szycie kurtek puchowych w polskich szwalniach. Popatrzyłam na sprzęt, ubrania, namiot oraz na zdjęcia w jakich warunkach się wspinali. Nabrałam ogromnego szacunku – ja osobiście byłabym przerażona. Owszem świetna przygoda i satysfakcja. Drugą rzeczą, o której pomyślałam była kamera i aparat też zaprezentowane na wystawie. Wiem z doświadczenia ile może ważyć sprzęt i jak jest delikatny. A na takiej wyprawie liczy się każdy gram w plecaku, a sprzęt fotograficzny to wyzwanie, nawet teraz. Fotografie i wideo były zawsze później wsparciem dla Wandy w czasie jej prelekcji i prezentacji, ale na wyprawie to fanaberia.
Mogły też posłużyć jako dowód zdobycia szczytu. Ale dobrze, że go brała ze sobą. Z bliska widzimy, życie w górach, widoki i zmagania uczestników. Z daleka są to abstrakcyjne formy o dobrej kompozycji. Jedna część to fotografie prywatne, wykonane na własny użytek, drugie – pejzażowe, bardzo malownicze- często ukazujące zmienność warunków panujących w górach wysokich – zamiecie, lawiny, burze śnieżne. Zdjęcia są w dużym formacie co dodaje im “bycia” jak namalowane i pozwala się przy nich zatrzymać na dłużej i wczuć w daną uwiecznioną chwilę i tamten moment.
Spacerując po wystawie poznamy uporządkowaną historię jej podróży i sukcesów. Mnie urzekły same zdjęcia jako abstrakcyjne obrazy. Przedstawiające widoki górskie na takich wysokościach widziałam jedynie w filmach dokumentalnych lub przyrodniczych.
Nigdy na żywo – osobiście nie byłam na takiej wysokości, w takim miejscu jak na fotografii. Biorąc pod uwagę warunki atmosferyczne w czasie burzy śnieżnej czy po prostu minusowych temperatur. Gdy myślę, że miałabym na mrozie robić zdjęcia to już mi się nie chce – hehe. A w górach? Podziwiam. W zdjęciach widziałam, nie tylko udokumentowane życie wspinaczy, ale też jej artystyczne ujęcia.
Cieszę się, że wystawa zbiega się w czasie z premierą filmu o Wandzie Rutkiewicz – “Z góry widać lepiej”. Wystawa jak wspomniałam jest taką szufladą ze zdjęciami, a gdy zajrzymy głębiej znajdujemy coś ciekawszego. Film biograficzny bazuje na taśmach – pamiętnikach znalezionych po latach. Będzie to esencja do poznania jej najbliżej – ton jej głosu, osobiste wnioski i komentarze bez interpretacji dotychczasowych autorów książek. Jestem bardzo ciekawa i już mam bilet do kina. Jednak omijam premiere. Wybrałam kameralne kino w Warszawie. Wydaje mi się, że ten film może być okazją do bliskiego spotkania i wysłuchania jej, dlatego w mojej opinii potrzebuje miłej i spokojnej oprawy kinowej. Czy wyjaśni się 31 letnia tajemnica jej zaginięcia na dalekim wschodnim Nepalu – Kanczendzondze? Tego nie wiem. Podzielę się wrażeniami w kolejnym wpisie po obejrzeniu filmu.