tło-black-logo

Bilet do piekła rzadko bywa biletem pierwszej klasy. Kim jest reporter wojenny?

Kim jest reporter wojenny?

Z pracą korespondenta wiąże się ogromna odpowiedzialność, wynikająca z konieczności przekazywania światu informacji ze stref konfliktu. Jak zauważa Pani Magdalena Hodalska: 

Specjalni wysłannicy wyjeżdżają̨ w strefy konfliktu, aby opowiedzieć́, co dzieje się̨ tam, gdzie kończy się̨ świat znany telewidzom. […] Dziennikarze wiedzą, że mogą̨ nie wrócić. Ich praca i poświęcenie mogą̨ być́ rozpatrywane w kategoriach współczesnego rytuału ofiarniczego[1].

Korespondenci wojenni to „plemię koczownicze”[2] zamieszkujące cały świat ponieważ nie ma miejsca gdzie nie byłoby wojny i ich obecności. Plemię składa się ze specjalnych wysłanników o specyficznych cechach. Przyjaciel zastrzelonego operatora kamery powiedział:

Mazen żył swoją pracą. Odbierał telefon o trzeciej rano, wstawał i wychodził na mróz, żeby sfilmować pierwsze światła zbliżających się oddziałów izraelskich. Rzucał zjedzony do połowy lunch, żeby sfilmować protestujących, jak rzucają kamienie[3].

„Bilet do piekła” rzadko bywa biletem pierwszej klasy. „Wygodnymi samolotami latają tylko amatorzy”. Korespondenci wojenni spotykają się w strefach konfliktu „gdzie nikt inny nie chce jechać”. Przybywają z konwojami misji humanitarnych, drogami dyplomatycznymi lub z wojskiem[4]. Waldemar Milewicz mówił: 

Najgorzej jest wtedy, kiedy gdzieś wyruszam, bo nie wiem, czy uda mi się dotrzeć, czy nie jest za późno, a nawet czy jadę we właściwą stronę świata[5].

Dziennikarz, korespondent, reportażysta nie może opisywać wojny z pokoju hotelowego, musi być tam, gdzie coś się dzieje, nawet jeżeli przyjedzie mu zapłacić życiem za prawdziwą historie. Chociaż styl korespondencji wojennej zmieniał się na przestrzeni historii, jednak niezmienne jest ryzyko, jakie podejmują reporterzy wjeżdżając do stref konfliktów i katastrof humanitarnych. 

Teraz ludzie chcieli oglądać wojnę tak, jak oglądali Big Brothera, przez dziurkę od klucza. Chcieli w wolnych chwilach uczestniczyć w zabijaniu, oceniać i punktować walczące strony. Chcieli mieć akcję na żywo, jeszcze jeden reality show[6].

Grażyna Jagielska – prywatnie żona jednego z najsłynniejszych polskich reporterów w swojej książce Korespondent zwraca uwagę na ważny aspekt dziennikarstwa wojennego jakim jest rosnąca konkurencja na rynku mediów co sprawia, że reporterzy podejmują coraz większe ryzyko, pracują w pośpiechu, ponieważ każde opóźnienie może spowodować, że materiał przestanie być aktualny. Generuje to błędy w ocenie rzeczywistości, a bliskość i pośpiech są przyczyną tragedii. 

Samo przebywanie podczas konfliktów w atmosferze niebezpieczeństwa osobistego jest po jakimś czasie nie tyle co niekomfortowa co wręcz przez korespondentów pożądana. Podczas wojny burskiej w 1899 ujawnił się talent pisarski Winstona Churchilla, który powiedział „Czuje ogromne uniesienie, kiedy do mnie strzelają i nie trafiają”[7]. Doznania towarzyszące reporterom wojennym Melchior Wańkowicz określił jako „haszysz bitwy”[8]. W takiej pracy uzależnienie od adrenaliny oraz chęć stawiania granic bezpieczeństwa coraz dalej i dalej jest niebezpieczną drogą do tragedii. Połączenie wymogu dostarczania informacji szybkim tempie oraz niebezpiecznego charakteru pracy często kończy się wypadkami.


[1] M. Hodalska, Korespondent wojenny. Ofiarnik i ofiara we współczesnym świecie, Kraków 2006, s. 8. 

[2] Tamże s. 9. 

[3] Tamże s. 12.

[4] M.Hodalska, Korespondent wojenny. Ofiarnik i ofiara we współczesnym świecie, Kraków 2006.

[5] Waldemar Milewicz, zapis spotkania z internautami w portalu Onet.

[6] G. Jagielska, Korespondent, Warszawa 2014, s. 157. 

[7] M. Hodalska, Korespondent wojenny. Ofiarnik i ofiara we współczesnym świecie, Kraków 2006, s. 46.

[8] M. Wańkowicz, Wojna i Pióro, Warszawa 1983, s. 137.

podaj dalej
Facebook
Twitter
LinkedIn
Reddit
Sebastian Korczak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Powiązane